Blog, Lifestyle

Syndrom bociana – rodzinne miasto

9 maja 2019
syndrom bociana

Czy macie tak, że na miejsce, w którym spędziliście dzieciństwo mówicie często „dom”, jeszcze długo po tym kiedy wyprowadzicie się w daleki świat? Zawsze gdy odwiedzicie rodzinne strony, zupełnie znienacka wyrośnie przed wami znajoma postać? Czy wydaje się wam, że nawet drzewa i kamienie rezonują z wami w niemej, powitalnej pieśni? Czyż nie jesteśmy niczym bociany? Te ptaki na skrzydłach wolności odlatują w świat, ale magnetyzm gniazda każe im wracać co roku zawsze w to samo miejsce? Czy i nas charakteryzuje syndrom bociana?

Stare drzewo trudno przesadzić

Mówi się, że starego drzewa się nie przesadza. Każda wizyta Adama w rodzinnej Dąbrowie Górniczej dostarcza dowodów popierających tę tezę. I niby co jest takiego w tej Dąbrowie, czego nie ma w Poznaniu czy innym miejscu na świecie? Obiektywnie niewiele. Awaria samochodu sprawia, że można się potknąć o takie miasto, zmierzając do opalizującego atrakcjami np. Krakowa czy Wrocławia. A jednak Dąbrowa istnieje, subiektywnie trwa, niezależnie od zewnętrznych sądów. I zawsze kiedy się tam zjawiam czuję się najbardziej u siebie. Dlaczego?

Dlatego, że:

  • idąc ulicą Konopnickiej słyszę echa swoich kroków… Tysiące razy zmierzaliśmy wspólnie do i ze szkoły w towarzystwie Moniki, Sebastiana, Oli, Rafała, Tomka  – dzieciaków z sąsiedztwa
  • jadąc samochodem zawsze oglądam się, czy nie stoi ktoś znajomy na przystanku autobusowym, nawet kiedy tego przystanku już tam nie ma a wiele z tych osób już odeszło…
  • przeżywam jeszcze raz pierwszy dzień szkoły, wagary, maturę i setki innych wspomnień zakotwiczonych w pamięci, które wyzwalane są bliskością swych aren
  • widząc gmach Pałacu Kultury słyszę odgłosy spotkań i prób kabaretu, serc grających dla Wielkiej Orkiestry, salw śmiechu podczas Debeściaka – naszego poddanego eutanazji kabaretowego daru dla miasta
  • patrząc na słupy i witryny sklepów widzę swoje plakaty wyborcze, z okresu ubiegania się o fotel radnego 🙂
  • będąc nad jedną z Pogorii, wspominam pierwsze kontakty z żeglarstwem, kąpiele, spacery, kolana otarte podczas zbyt brawurowych przejażdżek rowerem, nieudolne próby zostania maratończykiem
  • wspominam w różnych miejscach miasta pierwsze uniesienia i sercowe rozterki, przejawy agresji łobuzów, bójki z kolegami… Tam kupowałem gry na dyskietkach formatu 5 1/4 cala, a tam stałem w wielogodzinnej kolejce za chlebem jeszcze w PRL-u. Gdzie indziej maszerowałem dumnie w harcerskim mundurze. A tu były tory, na których koła przejeżdżającego pociągu robiły nam z monet blaszki do skrobania błędów w zeszycie
  • odnajduję w pamięci puby, gdzie na papierosowym dymie dało się powiesić siekierę. W nich grało się w piłkarzyki, uczestniczyło w koncertach i gdzie odczuwało w głowie helikoptery po mocniejszych drinkach.
  • będąc w centrum, zawsze wstępuję do antykwariatu, w którym kupiłem setki książek. Szukam wzrokiem kiosku, w którym kupowałem pierwsze gazety z gołymi babami.  Patrzę na barierkę przy torowisku, którą przeskakując myślałem sobie zawsze – ależ ja jestem sprawny 🙂 

Prawa młodości

Takie są prawa młodości – mamy wówczas niemal nieograniczoną ilość czasu. Wszystkie te rozmowy, przygody, głosy, twarze, emocje, miejsca, przeżycia, przez długie lata konsekwentnie tworzą nasze „ja”. 

Nigdy potem nie mamy już tyle czasu, aby gdziekolwiek wtopić się tak dobrze w nowe środowisko. Poznajemy nowe miejsca przez pryzmat pracy, środowiska naszych dzieci, własnych aktywności. Wszystkie one zdają się jednak jakby płytsze, nie tak dobrze „nawożone” niż w dzieciństwie. Może wyjeżdżając na studia do innego miasta udaje się skutecznie zagnieździć w nowym miejscu? – tego nie wiem – w czasie studiów mieszkałem w rodzinnym mieście…

Moje wizyty w gnieździe

Rzadko bywam ostatnio w Dąbrowie. Ale zawsze widząc spontaniczną reakcję na twarzy znajomych osób, które tam spotykam wiem, że jestem częścią ich historii. Nie ma znaczenia, że gdzieś drzewa są większe lub bardziej zielone. W cieniu zagłębiowskich drzew czuję się po prostu dobrze!

Inspiracją do tego krótkiego tekstu, było spotkanie z Beatą, starszą koleżanką z sąsiedztwa. Jest dąbrowskim nauczycielem i fotografem.Mamy satysfakcję, że śledzi naszego bloga. Zauważyłem ją w miejscu dawnego przystanku autobusowego, nieopodal rodzinnego domu. Noga sama wcisnęła hamulec. Na trasie, na której mogłem ją „podrzucić”, mieliśmy czas aby chwilę porozmawiać. To nic, że nie widzieliśmy się z 15 lat, i pewnie nie będziemy przez drugie tyle. Ona, i wiele innych osób żyją tam na co dzień, a kiedy ja się tam pojawiam, Dąbrowa Górnicza staje się bardziej kompletna. Dlatego lubię tam być!

Adam – puzzle dąbrowskiej społeczności

You Might Also Like