Blog, Lifestyle

W blasku tysięcy „światełek do nieba”, jedną duszę tragicznie zdmuchnięto…

15 stycznia 2019
WOŚP

Wracając z pobytu na słonecznej Fuerteventurze mieliśmy świadomość, że powrót do zimnego, ciemnego, pełnego mroku i rzadko radosnych rodaków kraju będzie trudny. Nie spodziewaliśmy się zupełnie tego, że prawdziwie zmrozi nas nie pogoda za oknem, ale wiadomość o tragedii jaka wydarzyła się w Gdańsku. To był szok. Dlatego, że zginął człowiek i to już samo w sobie jest zawsze nieodżałowaną stratą oraz dlatego, że nóż, zadał cios w ideę. Taką wzniosłą, dobrą, z którą się utożsamiamy, którą znamy z ulic naszych miast i własnych wspomnień. Jest nam ona bliższa od tych z ksiąg, pokrytych wiekowym kurzem bibliotek oraz kazań w szkołach i kościołach wygłaszanych i wysłuchiwanych bez zrozumienia.

Każdy z nas się z WOŚP spotkał, czy tę akcje wspierał czy nie. Ci którzy byli i są na nią otwarci mieli dość czasu, aby z kwestujących w latach 90-tych nastolatków zmienić się w dorosłe osoby, często posiadające własne dzieci, którym bez wahania pozwalamy kwestować na rzecz pomocy innym. Ale czy to chodzi jedynie o pomoc w zakupie sprzętu medycznego?

Naszym zdaniem nie tylko. My to robimy od 27 lat dla samych siebie! Dlatego aby poczuć się dobrym i potrzebnym w niezliczonej grupie sobie podobnych, przemierzających miasta i wioski z naklejonym serduszkiem na kurtce. To są warsztaty praktyczne z bycia lepszym dla świata. Siedzenie w internecie, kościele czy przed telewizorem to jedynie zajęcia teoretyczne… My młodzi bardzo mocno przykuliśmy się do wirtualnej rzeczywistości, a pozostawieni sami sobie seniorzy do radia Maryja. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy był dla wielu z nas jedyną chwilą kiedy otwieraliśmy się wszyscy na Świat. Zaryzykujemy aby stwierdzić, że bardziej nawet niż na Boże Narodzenie, gdzie jesteśmy skupieni do środka naszych rodzin, a dla innych zostawiamy jedynie puste nakrycie z którego nikt obcy nigdy się nie posilił.

Imprezie zarzuca się, że to oszustwo, przekręt i ma służyć tylko aby p. Owsiak mógł się nachapać. Niech ktoś do cholery spróbuje zorganizować trzydniowy festiwal, drużynę harcerską albo nawet osiedlowe kółko sportowe dla dzieci i zobaczy ile starań, nakładów i poświęcenia potrzeba aby taką inicjatywę utrzymać choćby przez sezon. Jej trwanie przez 27 lat jest możliwe tylko przez poświęcenie czasu organizatorów i wolontariuszy często za cenę rezygnacji z własnego życia osobistego. Kto wylicza ile pieniędzy pozostanie w Fundacji WOŚP niech najpierw policzy ile zostaje u szefa toruńskiej rozgłośni! On coś robi charytatywnie?

NIE ma takiej drugiej imprezy na świecie. Mogła powstać i trwać tylko dlatego, że została zainicjowana w kraju popapranych, romantycznych idealistów. Jesteśmy podatnym gruntem dla takich inicjatyw i to nas w świecie wyróżnia. Niestety zapału często wystarcza nam na krótki zryw. Ale cóż to była za śmierć można by powiedzieć, jak choćby podczas bezsensownego szturmowania Monte Cassino. Na Wielkiej Orkiestrze krew płynie w stronę ratowania życia, a nie jego odbierania. Patrząc po latach ruchu związanego z tą imprezą, także ratowania naszej moralności i człowieczeństwa w nowoczesny, trafiający do młodych sposób. Zagonieni za pieniędzmi rodzice, zawalona papierami staroświecka szkoła czy funkcjonujący w sposób który sprawdzał się za PRL kościół, często nie maja pojęcia jak dotrzeć do młodzieży. Owsiakowi się udało.

Tak, w finał WOŚP zawsze zaangażowani byli młodzi ludzie. Tylko młodzi są bezkrytycznie i bezwarunkowo oddani ideom często wykraczającym poza zrozumienie starszego pokolenia. Jakież mamy szczęście, ze żyjemy w czasach kiedy na imprezie jak WOŚP, wyraża się to koncertami, bieganiem z puszką bez względu na pogodę zawsze z uśmiechem na twarzy, a nie tak jak podczas Powstania Warszawskiego. Tam młodzi w swoje działania wkładali podobną wiarę w słuszna sprawę. Jedynie finał często był tragiczny, a zło prawdziwe i brutalnie gaszące oczy pięknej polskiej młodzieży, walczącej o przywilej wolności…

Podczas 27 finału WOŚP w Gdańsku zło znów stało się namacalne. Ofiara jest jedna, ale żałoba nas wszystkich. Zadano cios w nasze „lepsze ja”, które odradzało się co roku w szaleństwie codzienności niczym Feniks.

Inicjator, Jerzy Owsiak opuścił, trzymaną z wytrwałością godną podziwu gardę, na którą spadał grad ciosów, biorąc na siebie odpowiedzialność za niedopilnowanie kwestii bezpieczeństwa na imprezie masowej. Atak w Gdańsku był precyzyjnym nokautem.

Jako młody chłopak kwestowałem na WOŚP, jako artysta występowałem na conajmniej 15 finałowych koncertach WOŚP. Powiem jedno. Przy takiej popularności imprezy oraz skali i rozmachu jaki osiągnęła, nie dało się zapobiec tej, konkretnej tragedii. Będą ryczeć, że nie dopełniono wymogów. To tak jakby w miesiącu z „r” w nazwie upilnować wszystkich imprez weselnych w Polsce. Wiele z nich to imprezy masowe. Albo podczas mszy w kościołach w całym kraju. Takie imprezy to uznane powszechnie sacrum. Że niby jak – świadkowie młodych albo ministranci mają być po przeszkoleni w jednostce komandosów? Został zabity prezydent miasta, pełniący swoje honorowe obowiązki. Stał się ofiarą taką, jaką byłby zasztyletowany pan młody na weselu albo proboszcz w czasie mszy. Przed takim śmiercionośnym ostrzem nie ma ratunku.

Przeżyjmy żałobę tę w Gdańsku i tą w sobie i prośmy nieraz okrutnej historii, aby w Gdańsku nie obudziły się demony, które symbolicznie zainicjowane salwami niemieckiego pancernika, niemal zmiażdżyły nasz naród podczas II Wojny Światowej. Wówczas agresorem byli zaślepieni złem sąsiedzi. Dziś to sami sobie możemy przynieść zagładę pozostając ślepi i niemi na to co dzieje się w naszym kraju. Przyszłość zaczyna się od myśli, a słowa i czyny są już tylko ich efektami. Uważajmy więc na to co myślimy…

Panie Jerzy, dziękujemy za myśl.

Panie Pawle, odpoczywaj w spokoju.

You Might Also Like