Nasz czas na lotnisku „Ławica” w Poznaniu
„Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma…” – te słowa piosenki doskonale opisują naszą dość niecodzienną, rodzinną pasję. Jest nią… przyglądanie się samolotom podchodzącym do lądowania, startującym oraz tym, które znajda się w rękach naziemnej obsługi lotniska. Lubimy spędzać czas na lotnisku. Gdzie i kiedy tylko jest to możliwe udajemy się w miejsce z dogodnym widokim i urządzamy piknik na trawie albo sączymy kawę i soczek w knajpkach z „widokiem”.
Skąd się wzięło takie upodobanie? – zapewne stąd, że sporo podróżujemy i Basia stała się prawdziwym znawcą w dziedzinie lotnictwa cywilnego. Chętnie dzieli się tą wiedzą z innymi 🙂 Jak to w naszym pokoleniu bywało, na pierwsze wzbicie się w powietrze musieliśmy czekać ponad dwadzieścia lat. Adam pierwszy raz leciał samolotem na występ kabaretu dno do Londynu. Miał wtedy 24 lata. Basia mając 23 lata poleciała pierwszy raz i to od razu na miesiąc żeglowania po Karaibach.
W wypadku naszej Tosi sprawa ma się zupełnie inaczej.
Mając 2 lata i 4 miesiące miała za sobą 69 lotów i „zwiedziła” kilkadziesiąt lotnisk na 5 kontynentach. Lotnisko i pokład samolotu jest dla niej tak naturalnym środowiskiem jak dla nas był PKS i peron kolejowy 🙂
Zdecydowanie najprzyjemniejszą formą podziwiania samolotów jest lotniczy piknik! Wiele godzin spędziliśmy siedząc na trawie i oglądając ruch powietrzny na lotnisku im. Jana Pawła II na wyspie Ponta Delgada na Azorach w Portugalii.Mamy też ulubioną knajpkę do oglądania samolotów na Maderze na uliczce Levada da Cafusa przy stacji benzynowej. Na Malcie i Teneryfie też znaleźliśmy niezłe punkty widokowe. Niezapomnianym przeżyciem jest obserwowanie lotniska i podchodzących do lądowania samolotów w Hong Kongu.
Nadal marzeniem pozostaje dla nas znalezienie się kilkanaście metrów pod lądującym samolotem na St. Martin na Karaibach. W Nowej Zelandii niesamowicie malowniczo położony jest pas startowy na lotnisku Queenstown. W Gruzji na górskim lotnisku w Mestii, niestety nie doczekaliśmy się samolotu 🙂
W wypadku większości lotnisk pozostaje jednak tylko taras widokowy albo restauracja na samym lotnisku. Wtedy największą frajdą jest różnorodność i ilość maszyn goszczących w danym porcie lotniczym. Jest też lotnisko w Poznaniu…
Miejsce z widokiem na poznańskiej „Ławicy”
Mieszkamy w mieście, gdzie lotnisko jest niemal w centrum i jest do niego łatwy dostęp zarówno samochodem jak i komunikacją miejską. Naturalnie więc to na tym lotnisku meldujemy się najczęściej. Nie jest to może najruchliwsze ani najbardziej uroczo położone lotnisko jakie widzieliśmy ale… nie wnikając w politykę władz lotniska, cieszymy się, że jest 🙂
Lotnisko im. Henryka Wieniawskiego, to jedno z najstarszych w Polsce, posiada całkiem atrakcyjny taras widokowy i to darmowy, co jest bardzo zaskakujące jak na wyobrażenie o Poznaniu, i nie tak oczywiste w Polsce…
Jest tu też restauracja z widokiem równie dobrym jak z tarasu (piętro wyżej). I tutaj potencjał tego miejsca dla głodnych pasażerów oraz fanów obserwacji samolotów i „życia” lotniska się kończy. Dlaczego? – Dlatego, że lokal dostał się w ajencję osobie/osobom totalnie nie odnajdującym się w prowadzeniu biznesu gastronomicznego w dzisiejszych czasach.Wystrój i zarządzanie przypomina okres sprzed 30 lat. Menu w formie i treści nie zachęca do złożenia zamówienia i bynajmniej to co dostajesz nie zaskakuje Cię pozytywnie.
Co my na to?
Mimo to jeździliśmy tam niemal co niedzielę, kiedy to od godziny 13.20 na „Ławicy” jest maksymalny, tygodniowy ruch samolotów. To jest ten moment w którym pracownicy, w inne dni leniwie snujący się na pustawym porcie lotniczym, muszą się uwijać niczym króliczki duracel’a. Samoloty lądują, stratują, dużo się dzieje, dziecko ma na co patrzeć, jest zadowolone i my też.
Nawet cały ten gwar i przewalające się masy ludzi nie udzielają się naszej restauracji z widokiem, która jak zawsze pozostaje pusta i pomimo naprawdę dużego potencjału – martwa. Trudno się więc dziwić, że obroty i zysk nie były zadowalające… Na jaki pomysł wpadł więc ostatnio pan „właściciel” – podniósł ceny! – brawo!!! – teraz kawa czarna(zresztą kiepskiej jakości) kosztuje 15 zł! – Takiej ceny nie spotkaliśmy na żadnym lotnisku świata. A Naleśniki, które jeszcze niedawno podawano dwa i to całkiem szczodrze wypełnione owocami i dressingiem, obecnie zamieniono na droższy jeden z mniejsza ilością owoców i bez dressingu. Gratulujemy!
Zbliża się więc czas kiedy nawet my – stali klienci zrezygnujemy z oferty restauracji i przeniesiemy się na taras. Może pan właściciel w ostatnim momencie przejrzy na oczy i zatrudni kogoś, kto znajdzie pomysł na to miejsce. Może trafi się nowy właściciel, który odrodzi z popiołów ten kawałek ładnego „miejsca z widokiem” – idealnego dla pasjonatów lotnictwa i głodnych ale nie szalonych pasażerów?
Będzie nam brakowało jedynie szczerej, pięknie uśmiechniętej i życzliwej dla Tosi cioci Aliny, która jest jedyną prawdziwą ozdobą tego miejsca. Pozdrawiamy i życzymy na przyszłość lepszego pracodawcy 🙂