Wspólne podróżowanie samochodem to dla wielu rodzin chleb powszedni. Czasami wręcz codzienne dojazdy na trasie: dom – przedszkole/szkoła – zajęcia dodatkowe – dom, stają się z uwagi na zakorkowane ulice, namiastką podróży. Jak więc sobie radzić, aby nasza „żywotna pociecha” wysiedziała w foteliku i nie zwariowała a my razem z nią? Czy da się to zrobić bez elektronicznych wspomagaczy, bajek i filmów? Przedstawiamy w wam pomysły, które się sprawdzają u nas.
Fotelik samochodowy – gwałt na dziecięcej naturze
Fotelik samochodowy możemy uznać za gwałt na dziecięcej naturze. Pierwszy ale nie nie ostatni. Kolejny z jakim się spotka jest szkolna ławka. To naprawdę abstrakcyjne dla naszych wszędobylskich maluchów aby wysiedzieć długi czas w jednym miejscu. W samochodzie skrępowane są więzami szelek i pasów, w szkole – karzącym wzorkiem pedagoga. Ale nie ma co roztrząsać – trzeba to trzeba, w końcu to dla ich dobra…? 🙂
Skupmy się na samochodzie. Dla bezpieczeństwa podróży, dziecko od pierwszego kursu: porodówka-dom jest uwięzione w foteliku. Wiele z nich łatwo tego nie znosi, w tym obie nasze córki, które zdecydowanie lepiej czują się w samolocie niż samochodzie 🙂 Ilość pomysłów na zabawianie dzieci w podróży jest ograniczona jedynie naszą wyobraźnią. Przedstawiamy wam pomysły, które pomagają nam!
Od urodzenia do 1-1,5 roku
Dokąd dziecko malutkie to i mały problem. Głuche to, ślepe i dużo śpi. Jednak w tym najlepszym czasie niewiele podróżujemy 🙂 Potem zaczynają się schody. Dziecko śpi coraz mniej. Na szczęście wybawieniem staje się dla wielu rodziców smoczek. Wkrótce konkurencją olimpijską staje się plucie smoczkiem na odległość! Od momentu przewrócenia się na brzuch drastycznie wzrasta w dziecku opór przed leżeniem na plecach, także w foteliku. W pozostaniu w pozycji pół-leżącej na jakiś czas mogą na pomóc:
- zawieszone nad głową grzechotki, żyrafki i inne szeleszczące gadżety,
- gryzaki,
- piosenki, kołysanki,
- szeroki asortyment min, intonacji i gestów,
- książeczki,
- naśladowanie dźwięków i odgłosów zwierząt,
- gilganie, zjadanie brzuszyska i inne niecne zabawy,
- papier toaletowy do rozdarcia na strzępy,
- korki do uszu i melisa(to dla kierowcy)!
Te czy inne pomysły mają doprowadzić w tym pierwszym okresie do uśpienia zawodnika. Jak się nie uda, trzeba zejść z ringu, zatrzymać się na parkingu, wyciągnąć z fotelika, przebrać, nakarmić, ponosić lub przynajmniej potrzymać na rękach, pozwolić pobrykać na trawie czy kocu i… wrócić na ring w nadziei, że te zabiegi znokautują malca.
Strach się zapewne przyznać wielu matkom, ale która z nas nie marzyła, aby dało się oddzielić pierś od własnego ciała i podczas podróży włożyć dziecku do rąk – najadłoby się, pobawiło a potem z nią spokojnie zasnęło, ech… rozmarzyłam się, wybaczcie 🙂
W tym całym szaleństwie najgorsze co można zrobić to wyjechać w taką drogę „na styk”, mając ściśle określoną godzinę przyjazdu do celu. To się dla wszystkich może źle skończyć! Nie jesteśmy w takiej podróży panami czasu i dobrze sobie to szybko uzmysłowić.
Jeśli chcemy mieć względnie płynny przejazd dużego dystansu – jedźmy na noc. Wówczas możemy podróżować nawet 10 godzin non stop, a kiedy dziecko się obudzi będziemy na miejscu. Tak jechaliśmy do Livigno we Włoszech. Innym razem robiąc ogromne odległości w RPA, zdarzało się nam wyjeżdżać o 3 rano z hotelu aby Tosia spała do 7-8. Spędzaliśmy czas jej aktywności czasem pośrodku niczego, a drogę wznawialiśmy na jej drzemkę. Miała wtedy 11 miesięcy.
Dziecko do 3-4 lat
Najtrudniejszy moment pojawia się kiedy dziecko zacznie mówić i wyraźnie wypowie, wyartykułuje, wywrzeszczy, wyjęczy, wypłacze – chcę wyjść!!!!!! Tu już nie możemy udawać jak wcześniej, że nie wiemy o co chodzi. Wydaje się to straszne, ale na szczęście w miarę rozwoju dziecka, zyskujemy pewien wachlarz możliwości. Możemy bowiem:
- śpiewać ulubione piosenki razem albo osobno, z lub bez wsparcia nagrania z radia,
- puszczać słuchowiska, audiobooki, ulubione piosenki z płyty lub youtube. Piosenki można puszczać po kolei, zaproponowane przez każdego z podróżującego,
- rysować coś na zmazywalnej tablicy tzw. „znikopis”,
- szukać albo liczyć coś za oknem np. samochody danego koloru, domy, ptaki itp.
- odgrywać przedstawienia za pomocą zabawek, lalek, pacynek,
- stara jak świat zabawa w „pomidor” albo kamień, papier, nożyczki,
- czytanie ulubionych książeczek (jeśli rodzic da radę czytać podczas jazdy),
- łamigłówki, takie druciane albo jaja o różnym stopniu trudności przez które trzeba przewlec odpowiedni element – tzw smart eggs
- Zabawa w tworzenie historii, w której kolejne elementy wymyślają na przemian osoby w samochodzie,
- rymowanki – znajdywanie rymów do podanego słowa tak długo aż będą pomysły,
- przewlekanki – zabawy polegające na tworzeniu naszyjników, bransoletek. Aby wkręcić dziecko jeszcze bardziej obiecujmy, że będziemy taką ozdobę nosić np do końca dnia. Zyskamy sporo czasu a tata może nie zostanie przez kolorową błyskotkę zaliczony do LGBT+ 🙂
- zagadki – np. co to jest?: – stoi na jednej nodze i robi kle kle kle…
- książeczki z labiryntami, zagadkami z pisakiem do zmazywania (np. takie)
- rozkazy do osób w samochodzie, oczywiście w miarę możliwości i przy zachowaniu stosownych granic
- jedzenie – najlepiej sprawdzają się przygotowane do lunch-box’a przekąski takie jak pokrojone owoce, warzywa, kostki kanapek, rzeczy które nie zamienią nam auta w chlewik 🙂 Nam bardzo się sprawdziły takie lunchboxy . Mają sporo przegródek, które są szczelne. Dodatkowo są pięknie wykonane 🙂
- podróżowanie w wyobraźni np. jedziemy na lotnisko i gdzie lecimy, gdzie dalej i co robimy w tych miejscach. Uruchamia to pamięć odwiedzonych miejsc i wyobraźnię co można tam zrobić,
- opowiadanie bajek na temat poddany przez dziecko albo klasyki,
- nauka/objaśnianie znaków drogowych – przecież dzieci je codziennie widzą – czemu im ich nie przybliżyć 🙂
- opowiadanie o markach samochodów jakie mijamy i o krajach skąd pochodzą,
- zabawa w „co bym zrobił gdybym był…” – fajnie uruchamia wyobraźnię,
- liczymy po polsku albo w innych językach, które dziecko słyszy albo uczy się na codzień,
- książeczka z wodnym pisakiem. Dla nas rewelacja!
- bawić się w rozpoznawanie za pomocą dotyku różnych przedmiotów wsadzonych do worka. Mogą to być zabawki, maskotki, drobne przedmioty, muszelki, guziki…
- zatrzymywać się w bezpiecznym miejscu i gonić się po łące albo chodniku, uważając oczywiście na inne auta!
Kiedy Tosia zaczyna marudzić, że chce wyjść, od razu mówimy czego my chcemy: – że też chcemy wyjść, albo winogronko, albo kapelusz, albo być ptakiem i lecieć zamiast jechać i dziesiątki innych rzeczy. Ona się wkręca i mówi, że to ona chce te wymienione rzeczy albo wymyśla nowe i tak się licytujemy. Ta zabawa potrafi na długi czas rozładować jej emocje.
Sugerujemy też nie wyrabiać zwyczaju, że na każdej stacji kupujemy dziecku jakiegoś bibelota aby je zainteresować. Efekt może być niewielki a przyzwyczajenie brzemienne w skutkach!
Jak było w szkole?
My, rodzice mamy tendencje do tego aby wypytywać dzieci – a co w przedszkolu/szkole?, – a co z kolegami?, – a co na zajęciach? Pytanie kontrole – czy dzieci chętnie i ze szczegółami opowiadają? Najczęściej usłyszymy: – ok, nic, nie pamiętam, albo głuchą ciszę…
Zamiast je w takiej sytuacji forsować i dopytywać, zastanówmy się jak często my opowiadamy im o swoim życiu, przygodach z przeszłości, pracy, relacjach? – Może warto spróbować – gwarantujemy, że będą siedziały i chłonęły każde słowo. To nie tylko zajmie je w podróży ale i otworzy na opowiadanie Wam o sobie 🙂
Pamiętajcie jeszcze, że cokolwiek wymyślicie na czas podróży samochodem z małymi dziećmi nie zapinajcie ich w foteliku w kurtce, zwłaszcza zimowej. Dlaczego – zajrzyjcie do naszego wpisu poświęconemu tej sprawie: Fotelik samochodowy + kurtka = nieszczęście